1958 r.

1958 rok. W turnieju „B” w Tomaszowie Mazowieckim nie odegrałem żadnej roli. Wyjazd ten upamiętnił mi się jednak z racji miejsca zakwaterowania. Otóż ktoś z organizatorów wpadł na genialny pomysł załatwienia noclegów w budynku miejscowej... straży pożarnej?!

Nocleg – buzi dać! Co człowiek zamknie oczy, na moment zapadnie w kojący niebyt snu – powietrze rozdzierał przeraźliwy ryk syren alarmowych, a na deskach korytarza rozlegał się tupot biegnących strażaków. Wstaliśmy rano bardziej zmęczeni niż kładliśmy się wieczorem.

 

Basia Michalska na treningu w naszym klubie. Basia oprócz szermierki trenowała gimnastykę akrobatyczną, stąd z łatwością wykonywała „szpagat” sportowy

W budce wartowniczej Olga Walewska i Izydor Pelizg – najweselsi w Klubie zawodnicy. Ola jak zawsze roześmiana, Izydor usiłuje zrobić tzw. „przyjemny wyraz twarzy”

Zawody we Wrocławiu przed „Akwarium”, czyli przed Politechniką Wrocławską. Stoją od lewej: Staszek Lubański, Jerzy Wojciechowski, Jacek Dzięglewski, sympatia Jacka, odwrócona tyłem Elżbieta Kortianek, Halina Jezierska i Alicja Sobota

Przed Politechniką Wrocławską. Od lewej: Waldemar Wyborski, Zdzisława Leszczyńska, Staszek Lubański, Jerzy Wojciechowski, Jacek Dzięglewski, niewiasta-sympatia Jacka, Ela Kortianek, Halina Jezierska i Alicja Sobota

 


Autor pamiętnika G.F. w 1958 r. na krótko przed pójściem do wojska


Autor pamiętnika G.F. z ogoloną głową w wojsku, w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie, w koszarach przy lotnisku „Irena” jako kreślarz sztabowy w „randze” szeregowca


Jurek Kłosowicz pokazuje jak on sobie wyobraża służbę wojskową szermierza

W listopadzie 1958 roku zabrano mnie do wojska „w rekruty”. Jako technik budowlany służyłem na lotnisku w Dęblinie (koszary w Irenie) jako kreślarz sztabowy.

Przed wyjazdem do Dęblina zdążyłem jeszcze wziąć udział w drużynowych mistrzostwach Okręgu Szermierczego (wrocławskie, opolskie i poznańskie) w szpadzie, startując w I-szej drużynie. Drużyna nasza zakwalifikowała się do Mistrzostw Polski w szpadzie.

W wojskowej hali sportowej widziałem nawet sprzęt szermierczy ale ani instruktora, ani partnerów, ani ochoty dowództwa do zwalniania mnie na zawody nie było.

Przerwa w szermierczym życiorysie trwała od października 1958 r. do kwietnia 1959 r. kiedy to zwolniono mnie z wojska. Na strzelnicy, w za ciasnej masce gazowej o mało się nie udusiłem, gdy plutonowy za złe wyniki w strzelaniu pogonił nas w poprzek wałów strzelniczych na błocie i śniegu. Błoto zakleiło mi maskę gazową i zanim się zorientowałem co się dzieje – straciłem przytomność. Zawieziono mnie do szpitala wojskowego w Lublinie, skąd po badaniu elektroencefalografem zwolniono mnie do „cywila”.

Wcześniej jednak, w końcu 1958 roku nasza drużyna szpadowa w składzie: Wojciechowski, Dzięglewski, Kłosowicz i Lubański zdobyła w Krakowie Mistrzostwo Polski w szpadzie i otrzymała 6 złotych medali. Ten szósty złoty medal Wojciechowski przysłał mi do wojska w Dęblinie dołączając list mniej więcej tej treści: „Ponieważ startowałeś w naszej reprezentacyjnej drużynie szpadowej w mistrzostwach okręgu, które były eliminacją przed Mistrzostwami Polski i w eliminacjach tych spisywałeś się dobrze, ponieważ zdobyliśmy medal w „czwórkę”, dlatego jeden zdobyty medal wręczają mnie. A skoro medal winien zawisnąć na mej szyi w odpowiednio uroczystej chwili, dlatego mam odczekać z zaśnięciem do północy, włączyć radio i przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego mam stanąć na baczność i zawiesić na szyi medal (na pięknej biało-czerwonej szarfie) Drużynowego Mistrza Polski w szpadzie.

Koledzy żołnierze zdziwieni byli ogromnie, gdy o północy zobaczyli mnie stojącego na baczność, słuchającego Hymnu Polski z błyszczącym medalem na mych piersiach. Nie wiem czy uważali mnie za normalnego, ale ja byłem wzruszony i bardzo wdzięczny mym kolegom – szpadzistom z Wrocławskiego Klubu Szermierczego „Kolejarz”, że pamiętali o mnie i uczynili dla mnie ten piękny gest. Tak właśnie tworzy się więź między młodzieńcami, która trwa później na wiele, wiele lat.

Powered by dzs.pl & Hosting & Serwery